Droga - Polskie Camino dzień V (cz. 1)

Tego poranka mój budzik zadzwonił jako pierwszy w pokoju… było gdzieś koło 5:00… szybko go wyłączyłam, żeby nie budzić pozostałych, jak się okazało, 3 współlokatorów. Jeszcze na chwilę zakopałam się w śpiwór, ale chwilę później, dzień wcześniej poznani panowie zaczęli się zbierać (po cichu, na szczęście). Jednak ja również postanowiłam podnieść swój odwłok, jeszcze chwila rozmowy w schroniskowej jadalni, dopakowanie bukłaka z piciem i w odstępie 10 minut ruszyliśmy w kierunku najwyższego szczytu Gorców — Turbacza. Nie udało nam się tam spotkać, ale dzień zapowiadał się cudownie😍Różowy poranek, okraszony widokiem Tatr, zachęcał do wchodzenia wyżej.

 

O 8:30 zameldowałem się na szczycie Turbacza, napotkana para zrobiła mi zdjęcia, a GOPR-owiec zbiegający w dół, w stronę Starych Wierchów, lekko zdziwionym wzrokiem popatrzył na mnie, a Tatry wyłaniające się z morza mgieł dodawały energii do dotarcia do schroniska pod Turbaczem na późne śniadanie(?), a może wczesne drugie śniadanie? W sumie sama nie wiem, o 9:00 zajadałam się już jajecznicą na maśle z 3 jajek z porcją chleba, do tego zestawu dokupiłam sobie dżem, szarlotkę i białą kawę z ekspresu. Taki mistrzowski zestaw śniadaniowy kończyłam jeść przed schroniskiem w towarzystwie pary z psem — sunią, która szkoli się na psa ratowniczego przy jednej z jednostek OSP na Dolnym Śląsku. 

 

 


O 8:30 zameldowałem się na szczycie Turbacza, napotkana para zrobiła mi zdjęcia, a GOPR-owiec zbiegający w dół, w stronę Starych Wierchów, lekko zdziwionym wzrokiem popatrzył na mnie, a Tatry wyłaniające się z morza mgieł dodawały energii do dotarcia do schroniska pod Turbaczem na późne śniadanie(?), a może wczesne drugie śniadanie? W sumie sama nie wiem, o 9:00 zajadałam się już jajecznicą na maśle z 3 jajek z porcją chleba, do tego zestawu dokupiłam sobie dżem, szarlotkę i białą kawę z ekspresu. Taki mistrzowski zestaw śniadaniowy kończyłam jeść przed schroniskiem w towarzystwie pary z psem — sunią, która szkoli się na psa ratowniczego przy jednej z jednostek OSP na Dolnym Śląsku. 


Wnętrze OHTG


Po godzinnym odpoczynku ruszyłam dalej, teraz już cały czas w dół do doliny Dunajca. Po drodze jeszcze mała zagwozdka, bo zobaczyłam kartkę, że szlak jest nieprzejezdny, ale idący z dołu ludzie dawali nadzieję, że jednak tak nie jest. Co się okazało — droga nosiła ślady robót drogowych (świeżo kopana ziemia i koleiny), ale w żadnym wypadku nie utrudniały one przejścia.




W rejonie Bukowiny Waksmundzkiej odbiłam w dół do Łopusznej. Powoli kończyły się widoki na Tatry, ale zrobił się całkiem fajny las. Zejście było dość przyjemne — nie za ostre, nie za dużo kamieni, nawet spotkałam kilka osób podchodzących do góry. Gdy wyszłam z lasu, trafiłam na przysiółek Łopusznej — Wyżni Zarębek, a w nim widoki na Gorc i Magurki oraz pozostałości po starym sadzie. Teraz znowu weszłam na asfalt, który towarzyszył mi praktycznie do końca dnia. Gdy dochodziło południe byłam przy Chałupie Tereśniokowa, na której znajduje się napis 26 czyrwca dał Pan Bóg roku 1875. Chałupę wybudował pan Walczak, o przezwisku Tereśniok. Posiada ona dwie izby i komorę od wschodu.


Chałupa Tereśniokowa

Idąc dalej w dół, do centrum Łopusznej, mijałam coraz więcej ludzi i piękne dla mnie było to, że jak się uśmiechałam do tych ludzi (zwłaszcza miejscowych), to zawsze było „dzień dobry” i chwila rozmowy.


Dom w drzewie czy drzewo w domu?

Tuż za mostem na Łopuszance po prawej stronie dostrzegłam tak wyczekiwaną Tischnerówkę, czyli muzeum biograficzne ks. Józefa Tischnera. Nie zachwyciło mnie. Obiekt jest dwupoziomowy; na parterze zdjęcia, listy, pamiątki po ks. Józefie, a na piętrze film o nim. Pani, która mnie oprowadzała, mam wrażenie, że zrobiła to na odwal się, na szybko… Wstęp 10 zł, początkowo nie zapłaciłam za wstęp, a po zakończeniu zwiedzania jak wróciłam się do kasy, to nikogo nie było. Może to i dobrze, bo byłoby to najbardziej zmarnowane 10 zł, ale przynajmniej była normalna toaleta!




Schodząc jeszcze niżej, odchodząc od szlaku i  przekraczając Dunajec, doszłam do kościoła św. Trójcy i św. Antoniego Opata. Jest to drewniana, późnogotycka budowla postawiona pod koniec XV w., do której w XVII w. dobudowano wieżę. Kościół posiada zabytkowe gotycko-barokowe wnętrze. W środku warto zwrócić uwagę na fragmenty XVI-wiecznej polichromii oraz tryptyk z ołtarza głównego, pochodzący z 1460 roku. Kościół znajduje się na Małopolskim Szlaku Architektury Drewnianej. Kościół w środku da się zwiedzać tylko w czasie nabożeństw, w pozostałych porach tylko z poziomu przedsionka.


Dalsze części tego dnia w kolejne wieczory tego tygodnia 👀😀


Komentarze

Popularne posty