Droga - Polskie Camino -> dzień IV
Dzień IV - piątek, 08.09.2023 - to pobudka przed 5:00😱 aby zdążyć na 7:00 na Mszę św. Skawa to dość mocno rozciągnięta miejscowość w polskich Beskidach. W związku z tym potrzebowałam ok. 40 min aby dotrzeć do kościoła. Poranek był zimny i mglisty, a za mną chodziła kawa i ciastko. Po Mszy ruszyłam w kierunku Rabki, ale nie wracałam się już 4 km do GSB, tylko główną drogą, odmawiając różaniec i licząc na dobrą kawę i ciasto wyrabiałam kolejne kilometry Drogi.
Poranek w Skawie |
Choć nie raz, nie dwa byłam w Rabce, to i tak potrzebowałam nawigacji, żeby dojść do centrum i dalej na szlak w kierunku Maciejowej🙈🙈🙈.
Jednak zanim weszłam na właściwe tory szlaku na Maciejową, idąc przez miasto, minęłam drewniany kościół, gdzie obecnie mieści się Muzeum im. Wł. Orkana, Teatr Lalek “Rabcio” oraz neogotycki kościół św. Marii Magdaleny.
Warto zatrzymać się w mieście na dłużej i zwiedzić w/w Muzeum, ponieważ jest jedyne
w swoim rodzaju:
Mieści się w drewnianym (modrzewiowym) kościele św. Marii Magdaleny;
Kolekcjonuje, dokumentuje oraz popularyzuje kulturę tradycji Górali Zagórzańskich;
Działa od 1936 roku;
Sama budowla była kilkukrotnie przebudowywana, w związku z czym wnętrze nosi ślady wielu stylów i epok.
Mnie było dane je kiedyś zwiedzić, a teraz byłam zbyt wcześnie aby się w nim zatrzymać.
Muzeum Orkana w Rabce |
Język na kawę i ciastko wisiał mi do pasa, byłam już w Zdroju, zaczęłam sprawdzać w czeluściach internetu, czy da się gdzieś napić tej kawy. Może w Parku Zdrojowym - no nie, wszystko od 10, a było po 9… Nie pozostało mi nic innego, jak po drodze uzupełnić zapasy żywieniowe na dwa kolejne dni i ruszyć w kierunku gorczańskich szczytów.
Godzinę zajęło mi doczłapanie się do bacówki (parę słów o nich znajdziecie na moim koncie na ig). Jakoś tym razem szlak, który znam bez mała na pamięć, wydał mi się dłuuugi. W końcu, gdy już dotarłam, kupiłam upragnioną kawę i szarlotkę. Było cicho i pusto, jednak nie minęła chwila, a pojawiła się dość zgrana ekipa ludzi w różnym wieku. Zaczęło się od standardowego pytania w tym miejscu “Robisz GSB?”. No nie, nie tym razem, a na moją opowieść o Drodze jeden z chłopaków z tej ekipy rzucił, że piękna sprawa, że na MB Fatimskiej dojdę. Kompletnie o tym nie pomyślałam, że to będzie ten dzień! Nie wiem skąd on to wiedział, ale od tej chwili ta myśl również zaczęła się przebijać przez inne, idące ze mną od Krakowa.
Wyczekiwane ciastko i kawa! |
Teraz jeszcze tylko trochę pod górkę i o 14:00 zameldowałam się w schronisku na Starych Wierchach i na tym zakończyłam wędrówkę na ten dzień.
Jednak sam dzień się dla mnie jeszcze nie zakończył. Ciepły obiad w postaci ruskich pierogów (swoją drogą, przepyszne! Widać, że robione z sercem i domowe. Dużo farszu i ręcznie klejone😍) zjadłam w towarzystwie małżeństwa w wieku moich rodziców. Nie wiem, kiedy zleciało nam pół popołudnia na wspólnych rozmowach o życiu, górach, kulturze i rowerach elektrycznych. Niespodzianek na ten dzień nie było końca - kolejna to zagubiony psiak w typie terriera. Przyszedł trochę po mnie do schroniska, początkowo większość ludzi myślała, że jest z kimś, bo ma obrożę. Jednak robiło się coraz później, a psiak nadal był przy schronisku, towarzyszył mi w popołudniowej rutynie gimnastycznej (rozciąganie, rolowanie, żeby nogi i reszta ciała wytrwały kolejne podejścia i zejścia z plecakiem na ramionach). Dałam nawet dwa ogłoszenia w grupach beskidzkich, jednak jak rano wychodziłam w dalsza drogę, chłopak dalej był 😞.
Sam wieczór również upłynął na przesympatycznych rozmowach ze współlokatorami z mojego 9 osobowego pokoju - o GSB, spaniu na glebie i śpiworach 😏. Panowie robili GSB od Ustronia, tego dnia szli ze schroniska na Hali Krupowej (42 km górami😱)
Wiecie, że nigdy nie spałam na Starych Wierchach! Jakoś tak to schronisko jest zbyt blisko Rabki, a zbyt daleko Krościenka, aby w nim spać. Mnie w ten piątek wyszło raptem 20 km i takie miałam poczucie, że mega źle zaplanowałam tą drogę, ale, z drugiej strony, dzięki temu poznałam część mieszkalną tego schroniska oraz przeprowadziłam niesamowite rozmowy. Jak weszłam do części mieszkalnej, to przeżyłam szok. Poczułam się dziwnie, jakbym nie zasłużyła na ten nocleg (podobnie jak trzy poprzednie) - tak pięknie wykonany korytarz, przepięknie odnowiona łazienka 😍.
Prąd mi odcięło ok. 21:00… plan na drugi dzień był nie do końca ukształtowany - albo wstaję tak, aby o świcie wyjść i zjeść śniadanie na Turbaczu, albo śpię dłużej i o 8:00 jem śniadanie tutaj i dopiero ruszam dalej.
Komentarze
Prześlij komentarz