Bo marzenia się spełniają - podwójnie :) cz. I

A tak zaczął się weekend. Po burzowym popołudniu - piękny zachód Słońca widziany z Bachledzkiego Wierchu.


To miał być niby zwyczajny weekend, ze zwyczajnym spełnieniem marzenia. Górskiego marzenia. Miało to nastąpić w niedzielę, ale do Zakopanego pojechałam już w piątek na wieczór. Sobotni poranek przywitał mnie piękną pogodą i upałem. W planach miałam zrobić sobie lekki rozruch, gdzieś się przejść, bo wiedziałam, że na następny dzień czeka mnie wyrypa po drugiej stronie granicy. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie miała przygód. 


Hotel Górski Kalatówki oraz Polana Kalatówki widziana z niebieskiego szlaku prowadzącego dołem polany



Spokojnie ok. 9 wyruszyłam na szlak w Kuźnicach z zamiarem wejścia maksymalnie na Kopę Kondracką. Cel był jasno sprecyzowany, bo byłam sama, bo znałam ten szczyt i trasę. Ale! Chcąc sobie przetestować  pożyczoną kilka dni wcześniej od koleżanki kamerkę. Zamontowałam ją na szelce od plecaka, ale coś mi nie grało, coś nie pasowało. W końcu kamerka odpadła i przeleciała przed twarzą dwóch chłopaków, którzy szli obok mnie. Zaczęła się gadka szmatka o ukrytej kamerze, planach na dzisiejszy dzień. Chłopaki stwierdzili, że idą na Giewont i potem na Kasprowy. Ja im trochę nakreśliłam swoje spojrzenie na Giewont, i tak doszliśmy na Halę Kondratową. 



Chwila odpoczynku, w między czasie nadarzyła się okazja do podglądania przygotowań do akcji TPN - POszlaki i przy okazji dzięki mediom społecznościowym wiedziałam kto akurat wtedy tam będzie. Akurat w ten dzień swój dyżur jako edukatora TPN pełnił Przewodnik Tatrzański Jan Gąsienica -Fronek, którego miałam okazję poznać kilka lat wcześniej w czasie wspólnego zimowego wyjścia na Halę Gąsienicową. Po krótkiej rozmowie z Jaśkiem i takim retorycznym pytaniem do napotkanych chłopaków czy mnie wezmą ze sobą na ten Giewont otrzymaliśmy "błogosławieństwo", że pogoda i pora ok, że możemy iść. 












I tak oto nóżka za nóżką wraz z Bartkiem i Łukaszem trochę śmieszkując i mając poczucie super kondycji weszliśmy na Przełęcz Kondracką. Kolejny postój, uzupełnienie kalorii i ruszyliśmy w kierunku kopuły szczytowej Giewontu. Chłopaki pamiętając co im powiedziałam o moich obawach, strachu i lęku? Możliwe, że jednym i drugim. Zaproponowali, że mają lonże i kaski. Podziękowałam. Zaczęliśmy się wspinać. Łukasz poszedł przodem, ja w środku. 

                                      

Już na pierwszym zakręcie miałam lekki problem, ale obeszło się bez pomocy (choć Bartek mi proponował, że jak nie dam rady to mnie podsadzi). Udało się! Wlazłam na szczyt Giewontu, "świętej góry" dla wielu Polaków. Jak na złość w tym momencie naszła chmura na szczyt i nie udało się zobaczyć Zakopanego, ani innych widoków. Szybka sesja zdjęciowa na szczycie i spadamy w dół. Tu znowu ja szłam w środku, trochę przodem, trochę tyłem. Dostając w połowie zejścia kask od Łukasza zeszliśmy na Wyżnią Kondracką Przełęcz. 


Team zdobywców Giewontu ;)





Kolejny odpoczynek, wymiana danych z mediów społecznościowych i każdy poszedł w swoją stronę - chłopaki na Kopę Kondracką i Kasprowy, a ja na Halę Kondratową, gdzie posiedziałam jeszcze z godzinę obserwując chmury wiszące nad Kopą. Na dole z bananem na twarzy byłam ok. 16. W sumie długo nie mogłam uwierzyć, że dzięki przypadkowi spełniłam swoje kolejne górskie marzenie. Kolejne marzenie miało się spełnić już kolejnego dnia. 

 

Komentarze

Popularne posty