Droga - Polskie Camino - dzień VI

Nedzielę rozpoczęłam ok. 6:30, śniadanie — kawa, bułka zrewitalizowana w tosterze z pasztetem i jogurt Skyr pitny — i w ostatniej chwili, we mgle, wyszłam do kościoła św. Michała Archanioła. Tego dnia Ewangelia była o napominaniu (Mt 18, 15-20), a Proboszcz, przypominający trochę postać Zagłoby z ekranizacji książek H. Sienkiewicza, wygłosił bardzo piękne kazanie. Wniosek z homilii był taki, że jeśli ktoś robi źle, np. przeklina, nie chodzi na Mszę, obraża nas, to można mu powiedzieć wprost, że źle robi, ale lepiej iść i się za niego pomodlić. Bardzo mi się takie podejście spodobało! Kolejną ciekawostką w tym miejscu były śpiewy — brak organisty, część pieśni śpiewał lud z bardzo wyraźnie słyszalnym zaciąganiem w głosie, a także schola dziecięca upiększyła Mszę swoim śpiewem, jedna pieśń mi się szczególnie spodobała „Nawet za chmurne deszczowe dni dziękuję Ci Panie


Gdzieś w drodze przez Spisz

Sam kościół jest cennym drewnianym, gotyckim zabytkiem, wpisanym w 2003 roku na światową Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Naturalnego UNESCO. Obecny kościół wybudowany został w 1490 r., a wieżę wzniesiono w 1601 r. Ściany kościoła od wewnątrz zdobi polichromia z XV-XVI w., zawierająca motywy geometryczne i roślinne. W środku można również zobaczyć m.in. późnogotycki tryptyk w ołtarzu głównym z pocz. XVI w., zabytkowy krzyż z 1380 r., unikatowe cymbałki z XV w. (używane w czasie niedzielnej Eucharystii) oraz tabernakulum z pocz. XIV w. Kościół otoczony jest przez niskie, owalne, drewniane ogrodzenie z dwoma bramkami. Na terenie przykościelnym zachowały się pozostałości starego cmentarza.


Wnętrze kościoła w Dębnie Podhalańskim i proboszcz wyglądający jak filmowy Zagłoba.

Po 9:00 ruszyłam w kierunku dalszej części Spiszu i kolejnego noclegu. Początek drogi to całkiem przyjemny spacer przez piękny sosnowy las, który doprowadził mnie do Nowej Białej. Miałam nadzieję, że choć niedziela to jakiś wiejski sklepik będzie otwarty i kupię sobie lody. Zrobiło się wręcz upalnie, a przede mną była jeszcze długa droga. Niestety, nie udało się. Jednak podczas odpoczynku odwiedziłam kościół w Nowej Białej, gdzie trafiłam na Mszę św. po słowacku. Kościół ten jest pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej i wybudowany został w 1748 r. na miejscu dwóch poprzednich, drewnianych, które uległy zniszczeniu na przestrzeni wieków. Jest on przykładem barokowego kościoła wiejskiego z XVIII w. Kościół jest ogrodzony kamiennym murkiem, w obrębie którego znajdują się pozostałości cmentarza przykościelnego. Wyposażenie wnętrza jest w większości barokowe z XVIII w. W ołtarzu głównym znajduje się obraz olejny przedstawiający męczeństwo św. Katarzyny z XVIII w. zakryty pochodzącym również z XVIII w. obrazem „Matki Bożej z Dzieciątkiem wśród aniołów”. Oprócz wartości materialnych tego miejsca miałam okazję usłyszeć modlitwę różańcową oraz pieśń na wejście w języku naszych południowych sąsiadów. Jak się okazuje, w części kościołów na Spiszu w niedzielę odprawiane są Msze św. w języku słowackim.



W drodze do Nowej Białej

Po przekroczeniu Białki, idąc dalej asfaltem i znaną mi już częściowo drogą, doszłam do miejscowości Krempachy, gdzie znowu trafiłam na zabytkowy obiekt, ponownie kościół.


Tym razem był to kościół pw. św. Marcina, z wyglądu przypominający ten w miejscowości Frydman. Obiekt usytuowany jest na rozległym placu w centrum wsi. Budowla reprezentuje typ przejściowy z gotyku do renesansu. Kościół jest murowany, tynkowany, a dach kryty gontem. Jak wszystkie napotkane kościoły, jest on ogrodzony, tym razem był to kamienny mur nakryty dwuspadowym, gontowym daszkiem. W obrębie ogrodzenia znajdują się pozostałości dawnego cmentarza przykościelnego — kamienne nagrobki z żelaznymi krzyżami. Świątynia ma wystrój, głównie rokokowy. Natomiast polichromia wewnątrz budowli pochodzi z lat 70. XX w. Kościół stanowi jeden z dwóch zachowanych obiektów o charakterze obronnym na Polskim Spiszu (drugi znajduje się w miejscowości Frydman).



Teraz już nadszedł czas na wędrówkę przez dursztyńskie skałki. Ponownie jak kilka lat wcześniej, w czasie wędrówki z br. Wojtkiem, zgubiłam szlak na Spiszu :D. Tym razem przy skałce Gęśle miałam skręcić w lewo, aby obejrzeć pozostałe skałki z bliska. Jednak znowu poszło coś nie tak i poszłam dalej, do góry asfaltem… Po drodze na tym asfalcie pojawiły się napisy „bufet”. Nie załapałam na początku, o co chodzi, ale im wyżej się wspinałam i pojawiało się więcej zabudowań Dursztyna, tym bardziej rozumiałam, o co chodzi — poszłam ścieżką rowerową… Im byłam bliżej centrum Dursztyna, tym czułam się gorzej, było mi słabo i lekko kręciło się w głowie, chyba to słońce mi dało w kość. Miałam ochotę na jakieś konkretne jedzenie, bo dzisiaj na drugie śniadanie wjechał banan i coś jeszcze, ale jak widać, za mało i za słabe… Potrzeba odpoczynku i jedzenia była dość mocna, a jedyna w okolicy restauracja była zajęta przez jakieś wydarzenie okolicznościowe. 


Minęłam Miejsce Obsługi Rowerzystów, następnie skałkę Gęśle i miałam skręcić w widoczną szutrową drogę, a wszedł asfalt... Brawo ja!


Nie pozostało mi nic innego, jak zejść do centrum wsi. Tam porozmawiałam z napotkanym małżeństwem i uciekłam do wnętrza kościoła, posiedziałam tam dobrą chwilę. Zrobiło mi się lepiej i ruszyłam na ostatnie tego dnia podejście na Grandeus. Powoli, noga za nogą doczłapałam się tam. Fajnie było wrócić w to miejsce po 3 latach przerwy, powrót przyniósł inne spojrzenie na to miejsce — powstaje tam zabudowa tuż pod szczytem od strony Dursztyna… Z samego szczytu rozciąga się piękna panorama na Pieniny, Gorce, Magurę Spiską i Tatry. Szczyt jest bezleśny, ale w miejscu, gdzie przebiega czerwony szlak (kolejny długodystansowy na mojej Drodze relacji Przełęcz Trzy Kopce-Chochołów) jest kępa drzew, a w niej kamienny krzyż, obok za to wieża przekaźnikowa. Posiedziałam znowu z godzinę i ruszyłam w dół. Zejście jest koszmarne! Strome i z luźnymi kamyczkami, ale dzięki temu szybko znalazłam się w Łapszach Wyżnych, przy kolejnym zabytkowym kościele z bardzo ciekawym wnętrzem.


                                                              W drodze na Grandeus

Kościół w Łapszach Wyżnych pw. św. św. Piotra i Pawła nazywany jest perłą rokoka na polskim Spiszu. Obecny kościół wybudowano w latach 1759-1776. Wnętrze jest bogate i jednolite stylowo, jest również przykładem doskonałej snycerki rokokowej z XVIII w. Tego niedzielnego popołudnia kościół dało się podziwiać z poziomu przedsionka; nawet takie spojrzenie jest warte uwagi. Na północnej ścianie znajduje się ołtarz iluzjonistyczny, na który patrząc, ma się wrażenie, iż jest przestrzenny, a faktycznie jest on namalowany bezpośrednio na ścianie, przedstawia św. Józefa, Dzieciątko Jezus i św. Jana Nepomucena.


 

Wnętrze kościoła w Łapszach Wyżnych (część zrobiłam w czasach wyjazdu kursu przewodnickiego)

Akurat wybiła 15:00, chwila odpoczynku w chłodzie kościoła sprzyjała modlitwie Koronką do Bożego Miłosierdzia. Byłam już na ostatniej prostej do noclegu — zostało mi 3 km, ale zanim całkiem dotarłam na nocleg, miałam jeszcze 2 postoje. Pierwszy jeszcze przy kościele w Łapszach, gdzie zjadłam tak wyczekiwane lody, a drugi nieco dalej, już bliżej Łapszanki na dożynkach. Byłam głodna, a w portfelu nie miałam drobnych, więc za to, co miałam, kupiłam moskala z ziemniakami i kołacza. A dziecięce zespoły nieco umilały odpoczynek. Również zaczął mi chodzić po głowie plan na drugi dzień. Miałam dwa pomysły na trasę: albo idę bezpośrednio do Poronina, albo nieco się wracam i idę do Przełęczy nad Łapszanką z kapliczką i pięknym widokiem na Tatry.



Posiłki regeneracyjne i wieńce dożynkowe

Moi gospodarze tamtego dnia to ludzie poleceni mi przez księdza proboszcza z Łapsz Wyżnych. Ich dom znajduje się w Łapszance, w związku z czym znowu musiałam zboczyć z trasy, aby do nich dotrzeć. Niesamowite dla mnie było to, że choć ich fizycznie nie było, to ktoś był w obiekcie i dom był otwarty. Warunki były skromne, ale było czysto i schludnie. Jedynie przeszkadzał mi zapach panujący w całym budynku, ale dało się do niego przyzwyczaić i po kolacji w postaci budyniu instant, bułka z resztkami, które miałam w plecaku i herbacie owocowej, poszłam spać z gotowym planem na kolejny dzień.



Mój pokój tej nocy


 I jeszcze kilka widoków z VI dnia Drogi :) 







Komentarze

Popularne posty