Droga - Polskie Camino - dzień V (cz. 3)

 Jednak nadeszła ta chwila, gdy powoli zaczęła mi się dłużyć trasa, energia powoli opadała, entuzjazm do wędrówki również malał, marzyłam tylko o tym, aby już dotrzeć na nocleg, zrobić pranie i wykąpać się. Powoli zaczynało mi brakować pomysłów jak się zmotywować, jednak jak na zawołanie pojawiła się kapliczka. Pokłoniłam się i, nomen omen, siły wróciły! Już kiedyś się przekonałam, że wiara i modlitwa potrafią w ułamku sekundy zdziałać cuda! 

Dotarłam! Dzień V zakończony sukcesem po 10h marszu.

Po tej chwili westchnienia okazało się, że zostało mi 500 m do noclegu; jednak, jak na blondynkę przystało zagalopowałam się :D. Szłam zgodnie ze szlakiem, ale coś mi zaczęło nie pasować, bo zaraz szlak uciekał w prawo, oddalając się od centrum miejscowości, a ja przecież miałam wejść do centrum Dębna Podhalańskiego. Szybkie spojrzenie na mapę i oczywiście, zamiast skręcać za szlakiem, miałam po prostu przejść na drugą stronę ulicy i skręcić w kolejną przecznicę w prawo… Uff, udało się! Po 16:00 dotarłam do obiektu, gdzie spałam. Przemiła właścicielka pokazała mi mój pokój, a na wieść, że muszę zrobić pranie pokazała mi, że jest ogólnodostępna kotłownia z pralką. Ja poszłam się kąpać i ćwiczyć (rolowanie i rozciąganie), a koszulki, bielizna i ubłocone nogawki od spodni wyprały się w pralce. Tak mało, a tak dużo radości to dało! 



Odświeżona, lekko zregenerowana, ruszyłam do kolejnej tego dnia świątyni — kościoła pw. św. Michała Archanioła, wpisanego na światową listę UNESCO, by podziękować za ten dzień. Akurat wyzbierałam się tak, aby dotrzeć na Mszę św.  O obiekcie opowiem Wam w kolejnym wpisie, ale teraz chcę podzielić się z Wami spostrzeżeniem z kościoła. Mianowicie, sami starsi ludzie przyszli na tę Mszę, kościelny w czasie podniesienia nie dzwonił dzwonkami i nie używał gongu (jak w każdym kościele), tylko dzwonił dzwonkiem z wieżyczki na sygnaturce. Co więcej, do komunii ludzie przystępują rzędami i stronami kościoła, bo jest mało miejsca.


Po Mszy wracałam nieco dłuższą drogą na nocleg (jakby mi było mało km w nogach), przeszłam koło OSP szukając, czy mają naszą tablicę (naszą, czyli WFOŚiGW, praca w tym urzędzie mnie prześladuje na każdym kroku, bo gdzie się nie obejrzę to wszędzie wiszą tablice, iż dane miejsce otrzymało dofinansowanie). To OSP akurat nie miało ;).



 

Jeszcze na koniec dnia szybkie zakupy, kolacja (drożdżówka z nutellą i serem żółtym), w międzyczasie zgarnięcie prania z pola i położyłam się spać ok. 21:00. Niesamowicie wygodne łóżko sprawiło, że nie wiem, kiedy zasnęłam!


Komentarze

Popularne posty