Sama, ale nie samotna - Tatry

    W piękny, piątkowy poranek 26.06.2020 wybrałam się w Tatry, niby nic szczególnego, ale po raz pierwszy pojechałam w nie sama! Bez przyjaciółki, bez ekipy znajomych, po prostu sama. Plan był prosty przejść w odwrotnym kierunku trasę (Kuźnice - Hala Gąsienicowa - Liliowe - Beskid - Kasprowy Wierch - Kuźnice), którą w następny dzień mieliśmy pokonać w ramach wyjazdu z Kursu Przewodników Beskidzkich. Zdecydowałam się na ten krok, ponieważ nie kojarzyłam momentu rozejścia się szlaków w rejonie Kasprowego Wierchu (z wyjątkiem Suchej Przełęczy, gdzie odchodzi żółty szlak na Halę Gąsienicową.          


Po 8 rano zameldowałam się w Kuźnicach, gdzie kupiłam bilet wstępu do Parku i ruszyłam w kierunku Kasprowego Wierchu. Do myślenickich Turni szłam sama - coś nowego pusty szlak 😱, nie czułam stresu ani strachu, jedynie lekkie motyle w brzuchu, że to się dzieje naprawdę! Droga pod stację przesiadkową kolejki na Kasprowy Wierch zajęła mi około godziny. 

Widoki z ławeczki w rejonie Myślenickich Turni

Kolejka na Kasprowy Wierch to poza Giewontem, Morskim Okiem czy Rysami kolejny must see i must use w Tatrach przez statystycznego Polaka. Sama korzystałam z jej usług dwukrotnie w swoim życiu. Nie jest ona dla mnie tematem tabu czy hejtu jak wśród niektórych „górołazów”, uważam, że skoro jest to trzeba w sposób racjonalny korzystać z jej usług.  Kolejka ta jest pierwszą w Polsce, a sześćdziesiąta na świecie tego typu budowlą. Na trasie o długości 4291,59 m i różnicy wysokości 936 m kursują cztery 60-osobowe wagoniki. Czas przejazdu w jedną stronę wynosi 12 min. Historia budowy tego „cudu techniki” sięga już 1934 roku, kiedy to wiosną przeprowadzono pierwsze badania i pomiary terenu, a rok później w lipcu zapadła decyzja o budowie. Roboty w terenie rozpoczęto 1 sierpnia 1935, a cała budowa została zakończona w rekordowym tempie 7 miesięcy od jej rozpoczęcia (29 lutego 1936 roku). Pierwsi pasażerowie wjechali na Kasprowy Wierch 15 marca 1936, po 227 dniach od rozpoczęcia budowy. Budowa kolejki na Kasprowy Wierch wzbudzała wiele kontrowersji wśród miłośników tatrzańskiej przyrody, jednak ostatecznie została przeforsowana przez pomysłodawcę projektu ówczesnego wiceministra transportu i prezesa Polskiego Związku Narciarskiego w jednej osobie - inż. Aleksander Bobkowski.


                                       
                                                    Dolna stacja kolejki i wagonik gdzieś w trasie


Od początku swojego istnienia kolejka składa się z dwóch niezależnych od siebie odcinków: z Kuźnic na Myślenickie Turnie (uruchomiony 26 lutego 1936; przejazd próbny jednego wagonika na tym odcinku wykonał monter firmy Bleichert 17 lutego 1936) i z Myślenickich Turni na Kasprowy Wierch. Na każdym odcinku na jednej linie zawieszone są dwa wagoniki – jeden poruszający się do góry, a drugi na dół.

                        

Materiały na budowę kolejki wwożono na Myślenickie Turnie drogą, która została specjalnie zbudowana w tym celu i do dziś można dostrzec jej pozostałości w postaci szerokiego, szutrowego traktu raz po raz przekraczającego potok Bystra, którym obecnie biegnie zielony szlak na szczyt Kasprowego Wierchu. Tam następował przeładunek z samochodów na zaprzężone w koniki huculskie furmanki, które następnie przewoziły materiały budowlane na Halę Gąsienicową. Stamtąd materiały (cement, liny, wodę) transportowano na plecach robotników w górę na Kasprowy Wierch. Prace toczyły się na 2-3 zmiany (po 16 godzin dziennie). Ponieważ żadne przedsiębiorstwo nie było w stanie przyjąć takich warunków postanowiono prowadzić budowę systemem gospodarczym. Stan załogi, który wynosił początkowo ok. 600 osób, w dwóch ostatnich miesiącach zwiększono do 1000. Robotników werbowano nie tylko z Podhala, ale i Sądecczyzny, Krakowa, Tarnowa, a nawet z Wileńszczyzny. Zatrudniono wykwalifikowanych kamieniarzy z Brasławia (obecnie Białoruś) oraz traczy i cieśli z Polesia. Budynki wszystkich stacji kolejki zostały zaprojektowane w stylu modernistycznym przez Annę i Aleksandra Kodelskich.

Widok na górną stację kolejki spod obserwatorium meteorologicznego (czerwiec 2019)

Budynki każdej ze stacji są zbudowane zgodnie z ukształtowaniem terenu, dolna stacja znajduje się w Kuźnicach na wysokości 1023 m n.p.m.. Naturalny spadek terenu wykorzystano do budowy systemu schodów i podjazdów prowadzących do budynku stacji. Myślenickie Turnie zaś usytuowana jest na skale wapiennej obrywającej się kilkudziesięciometrową przepaścią w kierunku zachodnim (w kierunku Giewontu). W tym miejscu właśnie ze względu na ukształtowanie terenu zmienia się kierunek jazdy kolejką co ma odzwierciedlenie w kształcie budynku. Górna stacja (stacja końcowa) znajduje się poniżej szczytu Kasprowego Wierchu na wysokości 1959 m n.p.m. i łączy w sobie cztery funkcje:

- stacja końcowa kolejki

- restauracja wraz ze sklepikiem

- punkt widokowy

- dyżurka TOPR

                         

Górna stacja kolejki jest najwyżej położonym obiektem w Polsce, przez co jest widoczna gołym okiem z Zakopanego, ale także przy doskonałej pogodzie da się ją dostrzec z sąsiednich grup górskich – mnie się to udało 30.08.2020 z Pienin Czorszytńskich z Suszyny (na trasie Przełęcz Szopka – Przełęcz Snozka). Niestety z powodu iż budynek górnej stacji kolejki jest widoczny gołym okiem nie tylko z Zakopanego jest jego wadą – zaburza jednolitość grani Tatr.

Kolej linowa na Kasprowym Wierchu była inwestycją prestiżową i propagandową II Rzeczypospolitej Polskiej oraz prezentowała ówczesną nowatorską polską technikę i architekturę. Koszt budowy kolei wyniósł przeszło 3,5 mln zł i zwrócił się jeszcze przed 1939. Budowa kolei pociągnęła za sobą kolejne inwestycje: obserwatorium na Kasprowym Wierchu, tzw. ceprostradę (znad Morskiego Oka na Szpiglasową Przełęcz), hotel na Kalatówkach.

6 maja 2007 odbył się ostatni kurs najstarszej w Europie kolei linowej przed jej gruntownym remontem. Podczas remontu były plany, aby ją rozbudować i zwiększyć jej przepustowość, ale podobnie jak przy jej budowie w 1934 roku, tak i wyedy pojawiło się wiele sprzeciwów. Modernizację zakończono zgodnie z planami 15 grudnia 2007.

Od zawsze kolejka była ważnym elementem krajobrazu tatrzańskiego w Polsce, w związku z czym w sezonie wakacyjnym mamy do czynienia ze zjawiskiem kolejki do kolejki – czyli sznureczka ludzi pragnących zakupić bilet w kasie biletowej a nie przez Internet. Koszt przejazdu kolejką to w zależności od wybranego rodzaju biletu od 55 do 125 zł ulgowy oraz bilet normalny w cenie od 65 do 149 zł. Bilety można nabyć zarówno w kasie w Kuźnicach, w biletomatach zlokalizowanych w kilku punktach miasta jak i przez Internet.

Po drodze na Myślenickie Turnie, dokąd prowadzi wygodna droga, bez konieczności patrzenia pod nogi, o czym pisałam kilka wierszy wyżej, usiłowałam nauczyć się wymogów na sobotni wyjazd (przebiegu grani głównej Tatr, ale szło mi jakoś opornie 🙍), a dodatkowo czułam jak stare rozchodzone buty mnie obgryzają - efekt wybrania krótkich skarpetek do wysokich butów 🙊. Po krótkim odpoczynku w pobliżu stacji przesiadkowej ruszyłam w dalszą drogę ku szczytowi Kasprowego Wierchu, od tego momentu zaczęli towarzyszyć mi inni turyści, którzy nota bene pojawili się znikąd! Czyżby wyszli wcześniej niż ja? A może po prostu zdążyli mnie wyprzedzić w czasie postoju.

Widok na Tatry Zachodnie powyżej Myślenickich Turni

        Od momentu zmiany skarpetek szło mi się już bardzo dobrze, po wyjściu ponad górną granicę lasu zaczęły się pojawiać coraz piękniejsze widoki na Tatry Zachodnie, a w rejonie Suchej Czuby otworzyły mi się widoki na północ, czyli na teren przyszłych uprawnień Przewodnika Beskidzkiego. W to piątkowe przedpołudnie teren uprawnień toną we mgle, a w drodze na Kasprowy zaczęło się czuć burzę w powietrzu - było parno i tak jakoś ciężkie się robiło powietrze. Jednak nie poddawałam się i parłam do przodu - po próbie rozkminy panoramki, zrobieniu miliarda zdjęć i jeszcze zrobienia komuś zdjęcia ruszyłam dalej w kierunku celu wycieczki - Beskidowi (2012 m n.p.m.). 

Na prawo od Giewontu majaczy teren przyszłych uprawnień

Rzeczona burza jednak zdecydowała się pojawić w rejonie Kasprowego nieco wcześniej niż prognozowały to różnorakie portale pogodowe. Już około 11 zaczęło przybywać chmur, te stawały się coraz ciemniejsze, a gdzieś z nich dochodziły pomruki burzy. Nie udało mi się na sucho dojść do górnej stacji kolejki na Kasprowy. Jakieś 20 min od obserwatorium meteorologicznego znajdującego się na właściwym szczycie Kasprowego Wierchu rozpadało się, a im bliżej szczytu byłam, tym robiło się chłodniej i pojawił się nawet grad! Po 11 dotarłam pod obserwatorium, ale nie zatrzymywałam się pod nim jak inni, bo w dole już było widać stację kolejki :D podążyłam w dół, w tej mokrej pelerynie z ziębniętymi przedramionami (nie zdążyłam założyć kurtki przed założenie peleryny ;)) i mocno schłodzonymi łydkami. Udało się o 11:20, trzy godziny od wyjścia z Kuźnic dotrzeć na Kasprowy. W sumie to był mój kolejny pierwszy raz w górach, bo po raz pierwszy w życiu wchodziłam na Kasprowy tą trasą 😲 zapytacie pewnie jak to możliwe - otóż sprawa jest prosta dotąd byłam całe trzy razy na tym szczycie dwa razy kolejką, i raz weszłam od strony Suchej Przełęczy i Hali Gąsienicowej. 

                       


Nadchodząca burza.... No nie wytrzymało do dotarcia na Kasprowy....

Uff, cała, ale lekko zziębnięta i mokra doszłam, lało, wiało i sypało gradem. Była chwila rozkminy co robić dalej, ale po ok. 20 min odpoczynku w budynku stacji zdecydowałam się iść dalej w kierunku celu, najwyżej zawrócę myślałam. 

           
     
       Rejon górnej stacji kolejki krzesełkowej w kotle gąsienicowym tuż po burzy

Ruszyłam dalej, jeszcze w resztkach deszczu i z porywistym wiatrem w tle. Początek drogi to praktycznie spacer po równym lub delikatnie wznoszącą się ścieżką ku szczytowi o nazwie Beskid (2012 m n.p.m.). W rejonie górnej stacji kolejki i nieco w kierunku Beskidu było trochę ludzi, a potem zostałam sama, na szczycie minęła mnie jakaś para wracająca w kierunku Kasprowego, ja z uporem maniaka parłam do przodu. Na grani wiatr miał ochotę mnie przewrócić, kijki grały na wietrze, a peleryna gdzieś tam na plecaku mi fruwała. Udało się i dotarłam na Beskid - oczywiście oczekiwanych panoram nie było co szukać - teraz już tylko bezpiecznie z niego zejść i odnaleźć przełęcz Liliowe. 


Moment po burzy, ruszam dalej, cel to ta ostatnia zielona kopka (Beskid) przed skalną turnią (Świnica)

 

Na odcinku szczyt Beskidu odejście żółtego szlaku na Kasprowy na Hali Gąsienicowej byłam sama ze swoimi myślami w górach. Jak mi było? Chyba ok, nie czułam strachu, zachwycałam się widokami na Zieloną Dolinę Gąsienicową oraz Kościelec, a co najważniejsze mogłam spokojnie patrzeć pod nogi. 



                       


                       

Widoki z Beskidu i na Beskid (ostatnie zdjęcie)

                       

Dopiero na Hali jak pisałam wyżej spotkałam pierwsze osoby, było magicznie zobaczyć z góry miejsce gdzie było się kilka miesięcy wcześniej i ta gra chmur nad Halą 💓. Po drodze przez Halę do schroniska Murowaniec było już więcej ludzi, ale nie były to oszałamiające tłumy. W schronisku regeneracja i posiłek - szarlotka i gorąca herbata. Schronisko po remoncie - bardzo fajnie wygląda, choć różni się nieco od tego co było jeszcze w jesieni, ale! Łazienka jest z ciepłą wodą i osobno jest damska i męska :D - wtedy jeszcze była bezpłatna ;) Około 14:40 ruszyłam w dół do Kuźnic - dalej było pochmurno, wilgotno, ale przestało padać! Droga z Hali na dół zajęła mi ok. 1,5h. Po drodze znowu byłam sama, znowu była rozkmina panoramki z przełęczy Między Kopami. Dzień zakończyłam bieganiną w poszukiwaniu czynnego punktu ksero, aby wydrukować materiały na sobotnie wędrowanie. Po 18 dotarłam w końcu na nocleg. Rozmowa z gospodynią, szybki prysznic, w planach nauka, ale jak to bywa w takich wyjazdach - szybko wpadłam w objęcia Morfeusza i nie wiem kiedy zadzwonił budzik w sobotni poranek, ale o tym w kolejnym wpisie. 

                          

                         
       
W drodze przez Halę Gąsienicową

                          

Mój posiłek regeneracyjny. Kosztował 15 zł :)


Ofiara tego piątkowego wiatru na grani głównej Tatr...

 I tak oto po raz pierwszy odważyłam się na samotny wyjazd w góry, czy warto było? Myślę, że tak, w sporej części polskich gór nie jestem sama na szlaku, często spotkam kogoś do kogo można się odezwać, a tutaj na dole, już w rejonie Hali Gąsienicowej spotkałam Pana, który sporą część życia miał za sobą i to on do mnie zagadał, on sprawił, że właśnie nie poczułam się samotna. W drodze na Kasprowy tak samo - spotkana rodzina i pokazanie na mapie w którym miejscu szlaku jesteśmy, pan, któremu robiłam zdjęcie. Z pewnością spróbuję ponownie wyrwać się w góry samotnie. Tak wiem, że może nie jest to do końca bezpieczne i rozsądne, ale czasem potrzeba takich chwil :)


Ostatnie spojrzenie tego dnia na teren uprawnień, Babia Góra zaczęła być lekko widoczna ;)

      

Widok, który nigdy mi się nie znudzi....

Komentarze

Popularne posty