Październikowe Gorce

       Plan zrodził się już dawno, ale wiecznie brakowało czasu i pieniędzy. W te wakacje zaczął się ziszczać i od planów przeszło do realizacji. W październiku udało się po raz kolejny wyruszyć w góry. Kolejny miesiąc z rzędu. Tym razem odwiedziłam stare śmieci od których zaczęła się moja górska przygoda - Gorce. 


    Pogoda była wręcz wymarzona, choć Tatr nie udało się zobaczyć, a ok. 30 min przed szczytem Turbaczu zaczęło się chmurzyć i straszyć, że będzie padać, ale wytrzymało! Ale od początku :)


 W poniedziałkowy poranek (1.10) wraz ze znajomym wykorzystując ostatnie dni przysługującego mi urlopu ze stażu obraliśmy kierunek Gorce. Pierwotny plan zakładał trasę Rabka Zdrój Słone - Maciejowa - Stare Wierchy - Rabka, jednak tak dobrze się nam szło, pogoda sprzyjała, a czas był wręcz idealny zdecydowaliśmy się na wydłużenie naszej wycieczki o Turbacz. Opłacało się!

Przebieg naszej trasy

     Z Krakowa pojechaliśmy do Rabki Zdroju, gdzie nie chcąc tracić czasu wzięliśmy taksówkę do Słonego pod tamę, skąd czarnym szlakiem w 1h dotarliśmy do schroniska na Maciejowej. Po drodze nie spotkaliśmy nikogo, w schronisku dopiero po ok. 15 min od naszego dotarcia przyszedł tata z córeczką. Trasa, którą szliśmy ze Słonego jest mi dobrze znana. W dzieciństwie bardzo często tamtędy chodziliśmy na Maciejową z rodzicami. Punktem charakterystycznym, gdzie czarny szlak łączy się z czerwony, skąd jest 15 min do schroniska to górna stacja wyciągu narciarskiego i kapliczka - stacja drogi krzyżowej. Nie pamiętam, czy dawniej ta kapliczka tam była czy też jeszcze nie. Schronisko na Maciejowej za te wszystkie lata mojej niebytności nic się nie zmieniło, choć może brakuje kozy czy psa, ale to było dawno :) 



Nie zmieniające się od lat schronisko na Maciejowej - pogoda jak marzenie!

Widoki na Beskid Wyspowy


      Według wskazidrogi do schroniska na Starych Wierchach mieliśmy 1h 30 min, nam udało się tą trasę pokonać w 1h, po drodze robiąc zdjęcia oraz podziwiając w sumie jeszcze letni las, nie było widać śladów jesieni - jeszcze. W lesie pomiędzy Maciejową a Starymi Wierchami napotkaliśmy symboliczne miejsce ofiary lub ofiar prac leśnych (wmontowana tarcza od piły; co pokazuje zdjęcie ze zniczami i krzyżem). Na tym odcinku spotkaliśmy 4 turystów, dwoje tak jak my wędrowali w kierunku Starych Wierchów, a dwoje w przeciwnym. Na Starych Wierchach spotkaliśmy jeszcze grupę rowerzystów. Tradycyjnie w schronisku posililiśmy się szarlotką oraz herbatą z cytryną, które wyjątkowo smakują w drodze :) co mnie zaskoczyło to fakt, iż pojawiła się w schronisku łazienka - nie domek z serduszkiem. Bo ze swojej ostatniej wizyty w 2006 roku pamiętałam właśnie brak toalety. Samo schronisko chyba nic się nie zmieniło :)




                 


 

Pierwsze oznaki jesieni


     Na Starych Wierchach zrobiliśmy sobie 30 min przerwy, a po nich nadszedł czas decyzji iść dalej czy wracać do Rabki. Po przeanalizowaniu nieba (nadal było pięknie, choć wiem, że w górach pogoda potrafi zmienić się w 3 min, ale zaufaliśmy prognozom, które mówiły, ze cały dzień ma być ładnie), czasu i naszych sił postanowiliśmy ruszyć w kierunku Turbacza. Początkowo szło się super, słoneczko, nawet wiatru nie było. Jednak ten odcinek trasy trochę na psuł nam nerwów, bo po pierwsze tylko raz w życiu szłam tą trasą i to bardzo dawno, dwa znakowanie szlaku było trudne. W kilku miejscach mieliśmy spore wątpliwości, którędy iść, ale jakoś udało się bezpiecznie przebrnąć te odcinki i po chwili być na właściwej ścieżce. Ok. 30 min od szczytu Turbaczu pogoda się zaczęła psuć, niebo zachmurzyło się i obawialiśmy się, że zacznie padać, ale udało się i nie padało. Do schroniska na Turbaczu dotarliśmy idealnie w 2h czyli, tyle ile zakładała wskazidroga. Jak zobaczyłam pomnik oznaczający szczyt ucieszyłam się, bo już wiedziałam, że do schroniska i godzinnego odpoczynku było już blisko. Sam szczyt Turbaczu jest nie zalesiony, przy dobrej pogodzie można  z niego zobaczyć Tatry. A tego dnia było ciekawie ;)  


     Z ciekawostek zastanych na szlaku, na grzbiecie Obidowca warto wspomnieć o pomniku ofiar katastrofy lotniczej z 25 V 1973. W katastrofie tej rozbił się dwusilnikowy samolot sanitarny Let L-200 Morava. Samolot odbywał lot z Gdańska do Kielc, a następnie z Kielc do Nowego Targu, dokąd transportował chore dziecko, które z lotniska w Nowym Targu miało zostać przetransportowane do szpitala w Rabce-ZdrojuLot odbywał się w trudnych warunkach atmosferycznych, przy silnych opadach śniegu. W akcji ratunkowej brała udział grupa podhalańska Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego z Rabki-Zdrój. W katastrofie zginęła matka transportowanego dziecka. Pilot doznał poważnego urazu kręgosłupa. Dziecko uniknęło większych obrażeń. (za Wikipedia)

  
Pomnik ofiar katastrofy lotniczej.
Widok z grzbietu Obidowca, spod pomnika ofiar katastrofy lotniczej z 1973 roku.

  

Tak się zaczęła z nami bawić pogoda ;)



W schronisku na Turbaczu zrobiliśmy sobie godzinny odpoczynek, zjedliśmy pyszny obiad oraz po raz kolejny tego dnia szarlotkę oraz ciasto z jagodami. Szarlotka lepsza niż na Starych Wierchach ;) W schronisku spotkaliśmy trochę ludzi, pewnie przyszli od Nowego Targu, gdzie zamierzaliśmy zejść ;) Lubię to schronisko. ostatnio byłam w nim przy okazji Rajdu ze św. Filipem Neri . To miejsce nic się nie zmienia :) Po obiedzie i braku wynagrodzenia naszych trudów - Tatry się nie pokazały, ale za to naklejki na oknach w schronisku nam pokazały co można zobaczyć :D
Znajomemu, z którym wędrowałam pokazałam na mapie moje górskie gorczańskie marzenie i stwierdziliśmy, że może kiedyś je zrealizujemy ;) 



Zdecydowaliśmy się na zejście żółtym szlakiem do Nowego Targu Oleksówki. Trasa miałam nam zająć 2h, i tak się stało. Trasa jest przyjemna, początkowo schodzi się do połączenia kilku szlaków, a następnie dochodzi się do kaplicy Matki Bożej Leśnej, niestety kaplica była już zamknięta i nie udało się nam jej zobaczyć w środku :( dalej trasa jest przyjemna, biegnie grzbietem, aż do dołączenia się czarnego szlaku. Tam szlak znowu zaczyna biec w dół. a po odłączeniu się szlaku rowerowego jest ostatnie ostre zejście, gdzie trzeba uważać na błoto,kamienie i kolana ;) po wyjściu z lasu przeszliśmy na asfalt, który doprowadził nas do przystanku autobusowego, z którego mieliśmy pojechać na dworzec, ale że my zdolni ludzie nie sprawdziliśmy rozkładu i autobus odjechał nam dosłownie sprzed nosa. Następny miał być za godzinę, więc postanowiliśmy iść pieszo na dworzec, bo przecież to tylko 8km, czyli jakaś godzina marszu, czyli tyle samo ile czekanie na autobus. Idąc tak za nawigacją jakieś 35 min minął nas autobus jadący gdzieś do centru, nie chciało się nam za nim biec, więc doczłapaliśmy się na dworzec autobusowy, z którego wróciliśmy do Krakowa, zmęczeni, ale zadowoleni. 
Cała trasa Rabka Słone Tama - Maciejowa - Stare Wierchy - Turbacz - Nowy Targ Oleksówki zajęła nam 8h, w tym mieliśmy łącznie 2h przerwy. A spacer przez Nowy Targ kolejną godzinę. Ale to trzeba być nami, żeby nie sprawdzić rozkładu jazdy....

Tak wyglądały moje buty po całodziennej wędrówce.

Jedyne ślady jesieni na szlaku. Już w Nowym Targu :)




Komentarze

Popularne posty