Dzień drugi - zamknięta wieża widokowa, chatki i Maria Kownacka - z Przehyby do Rytra

Niedzielny poranek powitał nas piękną, ale dalej bardzo wietrzną pogodą. Po wspólnym śniadaniu ok. 7:35 wystartowała kolejna dniówka. Rozpoczęła się od przeglądu naszych niezbędników (apteczka, latarka - najlepiej czołówka, odblask, kompas i mapa), czy aby wszyscy wszystko mają. Ratowałam jednego kolegę, bo nie miał odblasku, a ja miałam ich zapas. Po wyjściu ze schroniska opowiedzieliśmy o samych schronisku, jego burzliwej i czasami tragicznej historii, postaci Kazimierza Sosnowskiego oraz GSB.  Następnie udaliśmy się pod tablicę informacyjną poświęconą głuszczom- i tu się trochę wkopałam, bo coś dopowiedziałam do wypowiedzi kolegi i szefostwo hyc i żebym kontynuowała, nie wiele więcej dopowiedziałam, ale znalazł się kolegą, który więcej wiedział i uzupełnił te braki. Przedostatnim punktem na mapie pobytu przy schronisku była opowieść - znowu moja, i znowu za bardzo nie wiedziałam co powiedzieć - o OHTG (Ośrodkach Historii Turystyki Górskiej) ich historii i lokalizacji w Beskidach. I na koniec coś co wszyscy kursanci uwielbiają - panoramka z cudownie widocznymi Tatrami. Przy schronisku spędziliśmy ok. 1h, zdążyło nas porządnie przewiać i ręce nam odpadały...

Tak prezentowały się Tatry tego listopadowego poranka z platformy przy schronisku na Przehybie

Punkt charakterystyczny w panoramie pasma Radziejowej - wieża przekaźnikowa na Przehybie
Wspomniany Kazimierz Sosnowski to profesor Akademii Handlowej w Krakowie, jeden z najwybitniejszych polskich propagatorów turystyki pieszej, krajoznawca, założyciel schronisk turystycznych, twórca szlaków oraz autor licznych przewodników i artykułów krajoznawczych. W 1908 wyznaczył pierwszy szlak turystyczny z Rytra przez Przehybę do Szczawnicy. Był twórcą pierwszego polskiego przewodnika krajoznawczo-turystycznego. W 1923 zaproponował utworzenie Głównego Szlaku Beskidzkiego, czyli obecnie najdłuższego szlaku w polskich Beskidach, liczącego ok. 500 km znakowanego na czerwono, wiodącego z Ustronia w Beskidzie Śląskim do Wołosatego w Bieszczadach, który ukończony został w 1929 r., a obecnie nosi jego imię. Sam Kazimierz Sosnowski wyznaczył jego przebieg na odcinku od Ustronia do Krynicy, jego dalszy przebieg wyznaczył Mieczysław Orłowicz. Wyznaczanie GSB zostało zakończone w 1935 i początkowo prowadził aż do Czarnohory, która znajdowała się wówczas w granicach Polski. W latach 1935–1939 nosił imię Józefa Piłsudskiego. Kazmierz Sosnowski był także inicjatorem powstania i założycielem schronisk turystycznych na Przehybie, Turbaczu, Hali Krupowej (nadzorował jego budowę, a obecnie schronisko nosi jego imię) i Jaworzynie Krynickiej.

Tak wygląało niebo ok. godziny 9 rano

Po tych wszystkich opowieściach i mocnej dawce historii ruszyliśmy w kierunku Radziejowej (1266 m n.p.m.), tu po drodze w dwóch miejscach znowu były panoramki i zmienianie się na prowadzeniu. W czasie jednego z ostatnich podejść na Radziejową opowiedziałam panoramkę dzięki czemu pierwszą rzecz tego dnia miałam z głowy. A Radziejowa, jako najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego cały czas była zawstydzona brakiem otwartej wieży widokowej przez co ukrywała się w chmurach, jednak po kilkunastu minutach objawiła się i nam sławna już wieża widokowa. Pierwsza wieża powstała w tym miejscu w 2006 roku, a cztery lata później przeszła remont. Jednak z czasem niszczała i ostatecznie została zamknięta w 2016 roku. Po tej panoramce ruszyliśmy dalej w kierunku szczytu, i dalej w dół aż do Przełęczy Żłobki i znów, jak poprzedniego dnia spotkaliśmy się w trzy grupy. I znowu panoramka. Po odbyciu kolejnej sesji z panoramkami ruszyliśmy dalej w kierunku Wielkiego Rogacza i Niemcowej, cały czas trzymając się czerwonego szlaku. 

Widoki z drogi na Złomisty Wierch

Skrywająca się w chmurach wieża widokowa na Radziejowej

Widoki na północ, po prawej w chmurach Radziejowa

Wielki Rogacz to ważne miejsce na mapie turystycznej Beskidu Sądeckiego i wszystkich górołazów lubiących długie dystanse i wyzwania. Na szczycie tym rozpoczyna lub kończy się niebieski szlak z Tarnowa na Wielki Rogacz, w tym miejscu koleżanka miała za zadanie opowiedzieć co nieco o tym. Wszyło na dwa razy, trochę śmiechu, trochę konsternacji, ale udało się. Po chwili ruszyliśmy dalej na Niemcową. 

Gdzieś w drodze
Ostatnie spojrzenie na zbocza Radziejowej


Chatka pod Niemcową, to wykupione w 1974 roku gospodarstwo w przysiółku Trzośniowy Groń pod szczytem Niemocwej. Znajdują się tam dwie, stojące blisko siebie drewniane chatki kryte gontem, w których łącznie nocleg znajdzie 50 turystów w salach wieloosobowych (w okresie zimowym: 30), ponadto latem możliwe jest rozstawienie koło chatki własnego namiotu, na specjalnie w tym celu przygotowanych platformach. W chacie panują stare dobre zwyczaje, niby jest prąd - ale jak ktoś nie szuka to nigdy się o tym nie dowie, wodę trzeba sobie przynieść z pobliskiego źródła, drewno z drewutni i wieczory przy świecach. Historię chatki można prześledzić zapoznając się ze starymi chatkowymi kronikami. Do samej chaty nie schodziliśmy ruszyliśmy dalej, w kierunku Kordowca i Rytra. Po drodze mijając  ruiny Szkoły pod Obłokami, która została opisana w książce Marii Kownackiej "Rogaś z Doliny Roztoki" oraz "Szkoła nad obłokami". A szkoła ta to szkoła podstawowa dla mieszkających w pobliżu dzieci, która  działała w latach 1938–1961 (z przerwą wojenną; później przeniesiona na niżej położony Kordowiec). Była to szkoła czteroklasowa z jednym nauczycielem, a uczęszczało do niej 15–25 dzieci. Jako sala lekcyjna służyło dzierżawione pomieszczenie w budynku gospodarza Nosala. Jedyny nauczyciel służył nie tylko dzieciom, ale i ich rodzicom: czytał gazety ciekawym świata gazdom lub użyczał swego radia „na kryształek”, aby posłuchali, „co tam panie w polityce”, uczył czytania i pisania analfabetów, wieczorami wabił młodych grą na skrzypkach. Była tutaj nawet wypożyczalnia książek z miejskiej biblioteki (zazwyczaj przyniesionych na plecach przez nauczyciela).  

             
                                              Pomnik i ruiny Szkoły pod Obłokami

W tym miejscu znowu nastąpiła zmiana na porwadzeniu, doszliśmy do Hali pod Kordowcem. W tym miejscu kilka osób znów robiło panoramkę, a my przy okazji mieliśmy chwilę na złapanie oddechu. Ruszając w kierunku chaty na Kordowcu spotkał mnie zaszczyt prowadzenia grupy. Tym razem był krótki odcinek, w czasie którego zostałam zapytana o Kicarz, który był pięknie tego dnia widoczny- Ula (jedna z kiero) zapytała mnie o to czym jest Kicarz i o szlaki z Przehyby. W pewnym momencie po prawej stronie pojawiła się drewniana chata na Polanie Poczekaj - kurna chata. Nie miałam wtedy pojęcia co to za chata, czyja i co ona tu robi. Dopiero jeden z przewodników, który podszedł do mnie opowiedział mi o tym miejscu i babci Nowakowej, która do niedawna mieszkała  w tej chacie. W tym momencie zostałam zmieniona na prowadzeniu i wędrując dalej podążaliśmy w kierunku Rytra. Gdy byliśmy już w miarę blisko Rytra i pojawiły się widoki na północ nasze kierownictwo i przewodnicy, którzy z nami szli przepytywali nas o to co widać - okazało się, że widać Beskid Wyspowy Pasmo Łososińskie. Na sam koniec widząc już drogę prowadzącą przez Rytro do Nowego Sącza ujrzeliśmy po drugiej stronie Popradu ruiny XIV w. zamku obronnego. 

Karpacka buczyna

Widoki z Polany pod Kordowcem, po prawej na drugim planie szczyt z przekaźnikiem to Kicarz - odpowiednik Kopca Kościuszki w Krakowie czy Góry św. Marcina w Tarnowie


Zeszliśmy do Rytra, gdzie zakończyła się nasza dniówka. Jeszcze pozostał nam powrót do Krakowa, ale ten był zorganizowany - nasze szefostwo poprosiło przewoźnika na tej trasie - firmę Szwagropol o podstawienie dla naszej ekipy dodatkowego autokaru. I tak ok. 18:30 dotarłam do Krakowa. Jechałam pełna obaw, lęków i niepewna czy chcę się w to bawić, bo życie spłatało mi figla i pieniądze, które miały być na kurs musiałam przeznaczyć na kolejne podejście do prawa jazdy, ale rodzice obiecali mnie wspomóc. I tak podjęłam decyzję, że zostaję.

Zamek Ryterski widziany ze zboczy Kordowca

Komentarze

Popularne posty