Zagubiony telefon i autostop czyli jak można zwariować w Paśmie Jaworzyny Krynickiej

W końcu udało się nam z Wiktorem (przyszłym Przewodnikiem Beskidzkim z Nowego Sącza, autorem strony Beskidomaniacy) zgrać i w sobotę 15.08.2020 spotkać na żywo, po kilku miesiącach wymienia się korespondencją na fb i instagramie. Pomysłów było kilka od Beskidu Wyspowego, przez Pieniny po Beskid Sądecki. W końcu jak spotkaliśmy się w Nowym Sączu pod dworcem i pojechaliśmy do Piwnicznej, czyli wygrał Beskid Sądecki :D


Koniec regularnego podejścia na tej wycieczce, teraz już tylko falujący teren i z górki



Beskid Sądecki to jedno z moich ulubionych i chyba najlepiej poznanych grup górskich w Polsce. Znajduje się stosunkowo blisko Tarnowa - 88 km i już jest się w nim jest. A sama grupa górska
w Polsce ma powierzchnię ok. 670 km kwadratowych. Rozciąga się 
pomiędzy Dunajcem na zachodzie a dolinami MochnaczkiMuszynki i Przełęczą Tylicką na wschodzie, Kamienicą Nawojowską na północy a granicą państwa na południu.




Położenie Beskidu Sądeckiego względem pozostałych grup górskich w Polsce i na Słowacji
Położenie Beskidu Sądeckiego względem pozostałych grup górskich w Polsce i na Słowacji


 Sąsiaduje:
- od północy z Kotliną Sądecką, 
- od północnego-zachodu z Beskidem Wyspowym, 
- od wschodu i północnego wschodu z Beskidem Niskim, 
- od południowego- zachodu z Pieninami
- od południa z Górami Czerchowskimi
- od zachodu z Gorcami

 Najwyższym szczytem jest Radziejowa (1266 m). 

Beskid ten dzielimy na: Pasmo Jaworzyny Krynickiej, Pasmo Radziejowej, Góry Leluchowskie, Grupa Huzarów i Szalonego, a na Słowacji przedłużeniem Beskidu Sądeckiego jest Lubownianska Vrchowina.


Moja trasa tego dnia

Za cel wycieczki obraliśmy Halę Pisaną. Początkowo wędrowaliśmy żółtym szlakiem do przełęczy Bukowina, gdzie przeskoczyliśmy na czerwony szlak - GSB - i dotarliśmy do schroniska na Hali Pisanej. Powrót zaplanowaliśmy też żółtym, ale idącym u podnóża Parchowatki. Nasz plan zakładał wspólne przejście całej trasy, ale rzeczywistość okazała się nieco inna :) Będąc już w Łomnicy okazało się, że zostało mi 30 min do pociągu, a GPS mi pokazuje, że z buta zajmie mi to 32 min... Prawie biegłam, usiłując złapać stopa. O dziwo udało się! Ale, po minięciu stacji w Łomnicy, gość przyspieszył, zamknął drzwi i rzucił hasłem "no to porwanie na Słowację". W tym momencie lekko zdębiałam, przestałam się do gościa odzywać i w sumie nie wiem co myślałam. Po chwili, za mostem na Popradzie skręcił w prawo i znów byliśmy w Polsce, wysadził mnie pod dworcem w Piwnicznej na odchodne rzucając "chyba się Pani wystraszyła" - z tej lekcji stopa płynie prosty wniosek kontroluj gdzie jedziesz, a nawet jak nie wiesz gdzie jest miejsce docelowe kierowcy wklep je w GPS, sprawdź na mapie, kilka "zawałów serca" i siwych włosów mniej. Nie mniej udało się mi się zdążyć na ten pociąg i koło 22 byłam w domu.

Widoki z początku drogi. Dobrze widoczny Kicarz, szczyt przez który nie udało mi się tego dnia przejść


Początkowo szlak jest monotonny. I jego początek tego dnia był iście mozolny, nie mogłam nadążyć za Wiktorem, co kawałek musiałam przystawać, żeby złapać oddech. Ale w końcu udało się osiągnąć pierwszą wysokość i naszym oczom ukazał się widok na Parchowatkę oraz pierwsi ludzie, a wędrując dalej dotarliśmy do wysoko położonej kapliczki - w przysiółku Jarzębaki. Nie ma ona jakiegoś wezwania czy nazwy, ale jest niezwykle fotogeniczna i z za niej rozciąga się niesamowity widok od południa, przez południowy zachód aż po północny zachód. Niestety tego dnia nie było nam dane podziwiać widoków na Tatry. 

Jedyne zdjęcie jakie mam, które mogłoby zawierać widoki, ale widać tylko pobliskie zbocza Beskidu Sądeckiego 🙈


Droga do tej kapliczki to mordęga! Betonowe płyty, które ciut powyżej kapliczki kończą się i zaczyna się regularna leśna ścieżka. Chwila ostrego podejścia z widokami prześwitującymi przez las
i osiągnęliśmy Przełęcz Bukowinę, a za chwilę Halę Pisaną. 

Kapliczki w przysiółku Jarzębaki
                             

Hala Pisana w tej chwili już zarasta, pojawiają się z niej widoki, jednak jest ich coraz mniej, nieco poniżej Hali zrobiliśmy krótki postój - wyjęłam czekoladę i Wiktorowe ciastka (bo jak na chłopa przystało poszedł na lekko, mnie do plecaka wrzucając panoramy z Wita i ciastka 😆). Jeszcze coś nas postraszyło, mieliśmy chyba omamy słuchowe, bo Wiktor aż odpalił aplikację burzową. Uff, u nas czystko, burza najbliżej nas jest w Górach Czerchowskich. No to nieco uspokojeni ruszyliśmy dalej
w kierunku niespodzianki dla mnie. 

Obelisk na Hali Pisanej



Na wysokości szczytu Wierch nad Kamieniem odbiliśmy w lewo, na słabo oznakowaną ścieżkę przyrodniczą - na jej końcu znajduje się pomnik przyrody "Skały i jaskinia Wierch nad Kamieniem". Faktycznie niespodzianka się udała. Widoki na Kotlinę Sądecką niesamowite, a także widoczne były Lackowa (najwyższy szczyt Beskidu Niskiego w Polsce) i Busov (najwyższy szczyt całego Beskidu Niskiego, leżący już na Słowacji). 



Widoki z Wierchu nad Kamieniem


Zabezpieczenie wejścia na skałki. Każdy kto tam przychodzi wchodzi na te skałki. My też weszliśmy.



Kolejne metry wędrówki i dotarliśmy do Hali Łabowskiej, gdzie posililiśmy się obiadem i ruszyliśmy 
w drogę powrotną przez Parchowatkę do Piwnicznej.

Dwójka przyszłych przewodników, pod schroniskiem na Hali Łabowskiej



Praktycznie zaraz na początku zejścia trafiliśmy na jaskinię pseudokrasową "Studnia Grzybiarzy". Robiłam zdjęcia, pożyczałam Wiktorowi czołówkę, bo chciał zagadnąć do środka... Telefon też wyjęłam, a potem w drodze do właściwej ścieżki kucnęłam, zrobiłam zdjęcie i poszłam dalej, kawałek dalej, chcę wyjąć telefon z kieszeni a jego tam nie ma. Zawał - pierwszy tego dnia - wracamy się. Telefonu nie znaleźliśmy, już prawie miałam łzy w oczach, ale Wiktor wpadł na pomysł, żeby zadzwonić na mój numer. Udało się! Uff, ktoś odebrał, okazało się, że idzie też w dół, że są jakieś 
50 m od nas. Prawie biegiem doszliśmy do nich. telefon wrócił. No to z małym poślizgiem, ale można iść dalej.


Studnia Grzybiarzy i oznakowanie dojścia do niej



Poniżej Parchowatki znaleźliśmy miejsce, z którego rozkminialiśmy panoramkę, ale w sumie już nie pamiętam czy się nam udało dojść co to widać, czy nie 💁 tak nam dobrze było w tym miejscu, że przez chwilę straciliśmy rachubę czasu i dopiero gdy doszliśmy do kolejnej tego dnia kapliczki
w Łomicy Zdrój Króle zaczęła się nasza wymiana zdań, że ja powinnam iść prosto w dół, a  Wiktor
w prawo, aby dojść do niebieskiego szlaku i przejść przez Kicarz i dojść do auta w Piwnicznej. Jednak moje przekonywania jakoś nie wypaliły i zeszłam z Wiktorem. Po drodze znaleźliśmy czyjś telefon, tak wyglądało, jakby leżał w tym miejscu od wczorajszego dnia. Kolejna rozkmina co zrobić. Poradziłam mojemu kompanowi, aby zabrał ten telefon i zgłosił się w Piwnicznej na posterunek policji, bo może ktoś go szuka, a oni mają swoje sposoby, aby dojść czyj to jest telefon. Nie chętnie, ale zabrał. W końcu ok. 17:30 byliśmy w Łomnicy Zdrój pod szkołą, jak wspominałam do PKP miałam 30 min, a GPS pokazywał 32 min... Na szczęście wszystko się dobrze skończyło i żegnając się umówiliśmy się, na kolejną wyprawę. 







A pewnie ciekawi Was jak się skończyła historia z telefonem i o której Wiktr dotarł do auta. Telefon szybko odnalazł właściciela, a Wiktor dostał flaszkę bimbru i czekoladę jako znaleźne. Jak mi później pisał do auta dotarł, jak pociąg akurat przejeżdżał przez Piwniczną Zdrój, więc jak to stwierdził jakbym z nim poszła nie zdążyłabym na pociąg. A wtedy gdzieś ok. 20 dopiero była TLK-a. 


Pierwsze oznaki jesieni w górach. U góry dziewięć sił bezłodygowy, u dołu wrzos.

Komentarze

Popularne posty