Tatry Niżne
To był trzeci wyjazd ze znajomymi w góry, pierwszy z taką ekipą. Początkowo miało nas jechać dużo, dużo więcej, ale wyszło jak zwykle - pojechaliśmy w 6.
Początkowo planownay wyjazd był na 4 rano, ale jak to zwykle bywa, wyjechaliśmy później.
Koło 11 dotarliśmy na miejsce do Myta pod Dumbirem, z tego miejsca żółtym szlakiem ruszyliśmy w górę. Szło się dobrze, szeroka ścieżka z kamieniami w podłożu wiła się wzdłuż potoku, cały czas pnąc się w górę. Początkowo szliśmy lasem, by na koniec wejść w piętro roślinności łąkowej, a na samym szczycie nagie skały.
Po drodze co poniektórzy uczestnicy wyprawy mieli wielkei chęci pomóc schronisku - zabrali ze sobą bal drewna, ale niestety przeliczyli swoje siły nad zamiary :)
Po 2,5 h wspinania się pod górę doszliśmy do Chaty generała M.R. Stefanika, tam trafiliśmy na pokaz folkloru lokalnego.
Po krótkim odpoczynku podzieliliśmy się na dwa obozy 4 i 2 osobowe, nasza świeżo upieczona para młodych została w schronisku, a my we czwórkę (ja, Rysiek, Kamil i Beata) ruszyliśmy w górę do celu naszej wyprawy na Dżumbir. Moje pierwsze 2000 m npm, Udało się po nie całych 2h od wyjścia ze schroniska dojść na szczyt. Nie był on łaskawy dla nas tego dnia... Cały czas chował się i pokazywał z chmur. Gdy stanęliśmy na szczycie to niestety schował się w chumrach...
Choć na szczycie wiało i było zimno, to warto było, gołoborza mi nie starszne!
Niesetyt oprócz miłych wspomnień przytrafiła się mała wpadka, jak szliśmy na szczyt Dżumbiru to telefony musieliśmy wyłączyć, bo burze krążyły, a nasza para, która została w schronisku była zestresowana, bo nie było nas dłużej niż miało nas nie być. Po krótkiej acz ostrej wymianie zdań wspólnie zeszliśy na dół i już w pełnej zgodności udaliśmy się na noclego.
Plan na kolejny dzień to Chopok, niesety w moim wykoaniu nie wyszedł - wolałam wybrać aqua park Tatralandia niż między burzami w biegu zdobywać kolejny szczyt i w podobnym tempie z niego schodzić.
Początkowo planownay wyjazd był na 4 rano, ale jak to zwykle bywa, wyjechaliśmy później.
Koło 11 dotarliśmy na miejsce do Myta pod Dumbirem, z tego miejsca żółtym szlakiem ruszyliśmy w górę. Szło się dobrze, szeroka ścieżka z kamieniami w podłożu wiła się wzdłuż potoku, cały czas pnąc się w górę. Początkowo szliśmy lasem, by na koniec wejść w piętro roślinności łąkowej, a na samym szczycie nagie skały.
Po drodze co poniektórzy uczestnicy wyprawy mieli wielkei chęci pomóc schronisku - zabrali ze sobą bal drewna, ale niestety przeliczyli swoje siły nad zamiary :)
Po 2,5 h wspinania się pod górę doszliśmy do Chaty generała M.R. Stefanika, tam trafiliśmy na pokaz folkloru lokalnego.
Po krótkim odpoczynku podzieliliśmy się na dwa obozy 4 i 2 osobowe, nasza świeżo upieczona para młodych została w schronisku, a my we czwórkę (ja, Rysiek, Kamil i Beata) ruszyliśmy w górę do celu naszej wyprawy na Dżumbir. Moje pierwsze 2000 m npm, Udało się po nie całych 2h od wyjścia ze schroniska dojść na szczyt. Nie był on łaskawy dla nas tego dnia... Cały czas chował się i pokazywał z chmur. Gdy stanęliśmy na szczycie to niestety schował się w chumrach...
Droga na szczyt Dżumbiru |
2043 m npm zdobyte! |
Niesetyt oprócz miłych wspomnień przytrafiła się mała wpadka, jak szliśmy na szczyt Dżumbiru to telefony musieliśmy wyłączyć, bo burze krążyły, a nasza para, która została w schronisku była zestresowana, bo nie było nas dłużej niż miało nas nie być. Po krótkiej acz ostrej wymianie zdań wspólnie zeszliśy na dół i już w pełnej zgodności udaliśmy się na noclego.
Plan na kolejny dzień to Chopok, niesety w moim wykoaniu nie wyszedł - wolałam wybrać aqua park Tatralandia niż między burzami w biegu zdobywać kolejny szczyt i w podobnym tempie z niego schodzić.
Komentarze
Prześlij komentarz