W drugą stronę czyli na Kopę Kondracką przez Dolinę Białego

 Jakiś czas temu usłyszałam o trasie Dolina Białego – Kalatówki, potem zobaczyłam jej fragmenty na zdjęciach i stwierdziłam, że trzeba ją wypróbować! Przymierzałam się do niej jeszcze na urlopie, ale w ostatni dzień pobytu pod Tatrami pogoda spłatała mi figla i nie dało się nic zrobić w górach.


Już mi ciepło - górna część Doliny Białego

Drugi jesienny weekend 2023 (30.09-01.10.2023) miałam spędzić w Tatrach słowackich, ale ekipa się nie zebrała, a nocleg był już opłacony. Nie pozostało mi nic innego jak jechać i coś wymyślić.


Pokonana trasa

Cała sobota była okropna – szaro, buro i mokro… Jednak prognozy przewidywały fajny dzień na niedzielę – żal było tego nie wykorzystać!


Noc była ciężka – przez 2h nie mogłam zasnąć, serce dawało czadu (czułam je, jego nierówną pracę), dzwoniło mi w uszach, miałam gulę w gardle… Spróbowałam zrobić próbę Valsavy. Na szybko trochę pomogło, a potem samo się do końca uspokoiło i zasnęłam.


Niedzielny poranek w Zakopanem


Budzik zadzwonił o 5, ale go jeszcze przestawiłam. Ostatecznie wstałam o 5:30, po 6 wystartowałam z noclegu (nie opłacało mi się korzystać z komunikacji na jeden przystanek). Piętnaście po siódmej przekroczyłam próg Tatrzańskiego Parku Narodowego (TPN) ,w międzyczasie spotykając modelkę-sarnę, która mnie nieco wystraszyla z rana.


W drodze do Doliny Białego

Poranek był mocno pochmurny, a Dolina Białego - stosunkowo krótka, zakończona wodospadem i ostrym podejściem w kierunku Czerwonej Przełęczy.  W górnej części Doliny Białego, do żółtego szlaku którym szłam, dołączył się czarny (Kalatówki – Dolina Chochołowska, jest to tzw. Ścieżka nad Reglami), którym powędrowałam dalej, skręcając tym razem w lewo w kierunku Kalatówek. Cała trasa wiodła przez wyjątkowo mroczny tego dnia las. Jej początek to powolna wspinaczka wygodnym kamiennym chodnikiem, by po krótkiej chwili po raz pierwszy tego dnia ujrzeć widok na Zakopane i Gubałówkę.


Dolina Białego o poranku

Widoki na północ (Zakopane i Gubałówka)


Idąc dalej trafiłam na mostki i schodki oraz piękną formację skalną, za nimi już tylko droga w dół, a tam po wyjściu na polanę zobaczyłam zachwycający krajobraz ciągnący się od Polany Kalatówki, przez grań Tatr Zachodnich po Tatry Wysokie. Niebo powoli się przejaśniało, a ja przed 10 doszłam do schroniska na Kalatówkach, gdzie zjadłam drugie śniadanie mocy – szarlotka, kawa latte i bułka z szynką konserwową. W schronisku spędziłam godzinę, po czym ruszyłam w kierunku Hali Kondratowej i chwilowo nieczynnego schroniska. W 30 min udało mi się tam dotrzeć, a z Hali już w zupełnie mozolnym tempie zaczęłam się wspinać na Przełęcz Kondracką. Szło się niby dobrze, ale jednak trochę mocy brakowało – nie wzięłam bukłaka z izotonikiem tylko herbatę z cytryną, nocne przeboje też trochę siły odebrały. Po 12 dotarłam na Przełęcz Kondracką, chwila odpoczynku i ruszyłam w kierunku Kopy Kondrackiej. Nie wiem co mnie podkusiło, aby iść w tym kierunku. Jakby to powiedzieć już jestem w ogródku, już witam się z gąską, a tu lipa, czeka mnie jeszcze jedno podejście! Ufff, udało się! O 13:15 stanęłam po 2 latach niebytności na szczycie Kopy Kondrackiej!



W drodze na Kalatówki (1,2), drugie śniadanie (3), przebudowa schroniska na Hali Kondratowej (4), w drodze na Przełęcz Kondracką (5,6)

Od wyjścia z kosówki na Przełęczy Kondrackiej zrobiło się mocno chłodniej, ale oprócz rękawiczek nie zakładałam nic więcej, chyba te emocje i wysiłek mnie grzały od środka! :D Szybka fotka na szczycie, gdzie akurat na moje wejście wprosiła się mgła i zaczęłam schodzić w kierunku Przełęczy pod Kopą Kondracką, gdzie zrobiło się ciepło i cicho od wiatru, zrobiłam tam chwilę postoju i spojrzałam na zegarek. Zostało mi nieco ponad 2h do zjazdu kolejką. Zdążę czy nie zdążę – oto było pytanie! Na szczęście szlakowskazy były dla mnie tym razem nieco bardziej łaskawe, niż w przypadku ostatniego dnia Drogi :D 



W drodze na szczyt (1), na szczycie (2), tam na szczycie byłam (3)

Jesienne Czerwone Wierchy zachęcały do miliona zdjęć, ale z tyłu głowy cały czas miałam poczucie, że jak nie zdążę to szkoda tych 79 zł wydanych na zjazd i będę musiała schodzić. Jednak mając świadomość iż dzień jest już krótki to będę musiała wybrać najgorszą z możliwych tras czyli wzdłuż kolejki (nie lubię jej!)- spięłam się i wędrowałam dalej. 



W drodze na Kasprowy Wierch

Noga za nogą, napawając się widokami zbliżałam się do celu wycieczki. Jeszcze po drodze kilka klamer na Goryczkowej Czubie, dwa podejścia i będę! I się udało! O 15:30 stanęłam pod górną stacją kolejki na Kasprowy!


Na szczycie Kasprowego Wierchu (1987 m n.p.m.)

Jednak czy ja umiem bez przygód? Chyba nie! W rejonie Goryczkowiej Czuby spotkałam Jaśka Sabałę - przewodnika tatrzańskiego, edukatora, człowieka posiadającego niesamowitą wiedzę o Tatrach i ich przyrodzie, a jednocześnie bardzo ciekawie o niej opowiadającym! Gdzieś w drodze dobiegał również do moich uszu dźwięk migawki aparatu, jakiś fotograf z Warszawy robił zdjęcia, ale nie zwracałam na to uwagi. A tu myk i niespodzianka, gość zrobił mi zdjęcie i podziękował, że w tym momencie pojawiłam się w kadrze :D. Usłyszałam “dopełniłaś kadru, jesteś taka naturalna.”  z tego wrażenia zapomniałam się zapytać, czy i gdzie będą dostępne te zdjęcia - cała ja!


Udało się! Zdążyłam dojść na czas!


Na koniec jeszcze ostatnie spojrzenie na Tatry, powiedzenie do zobaczenia na koniec miesiąca” i zjechałam w dół do Kuźnic. 



Z widokiem w kierunku Goryczkowej Czuby (1), górna stacja kolejki na Kasprowym Wierchu (2), widok na Polanę Kalatówki z kolejki (3)

To był całkiem udany dzień, choć tym razem nie spotkałam tak fajnych ludzi jak w czasie Drogi, ale naładowałam baterie na kolejne dwa tygodnie nie bytności w górach. 




Z widokiem na Polanę Kalatówki (1), jesień w Tatrach (2), z widok na cel dzisiejszej wędrówki z zejścia na Przełęcz pod Kopą Kondracką (3), widok na Dolinę Gąsienicową (3)

Komentarze

Popularne posty